Tekst ukazał się w Medium Publiczne
-------------------------
Najwybitniejszym dziełem cywilizacji jest odsłanianie wciąż pogłębiającego
się
duchowego zrozumienia.
Arnold Toynbee
W tym wpisie podejmę kwestię ewolucyjnych przemian,
które zarysowują się, a właściwie kładą zdecydowanymi pociągnięciami pędzla na
cywilizacyjnym fresku. Transformację tą przedstawię na przykładzie jednego z
elementów istniejącego systemu – Wielkiej
Farmacji. Określenie Big Pharma – gdyż o
niej tu mowa – weszło do języka
potocznego i stało się synonimem różnych nadużyć, niechlubnych praktyk, skandali,
podżegania chorobowego czy fabrykowania
chorób, wyroków sądowych skazujących firmy farmaceutyczne na gigantyczne, sięgające
miliardów dolarów odszkodowania, itd. Nie
będę tu się jednak zajmował ciemną stroną tego przemysłu. Z jednej strony – już
o tym pisałem w artykule: Od Big Pharma
do Big Dharma, z drugiej – materiałów na ten temat jest pod dostatkiem: wystarczy
wrzucić hasło Big Pharma do znanej wyszukiwarki a wyświetli się ponad dwa
miliony odpowiedzi. Ograniczę się do przedstawienia – z pewną dozą humoru – absurdalności
dotychczasowych praktyk.
Przyglądając się opartemu na Wielkiej Farmacji systemowi
usług, łatwo zauważyć, że leki w żaden sposób nie leczą chorób, lecz tylko
likwidują ich objawy i przez to notorycznie powiększają ilość istniejących
schorzeń. Sytuację można przedstawić obrazowo i nieco groteskowo, porównując
chorego do kogoś, kto z jakichś powodów jest unieruchomiony w płonącym domu.
Oto zjawia się grupa naprawdę oddanych osób, która dedykowała swe życie
niesieniu pomocy (lekarze, służba zdrowia). Z troską i poświęceniem zaczynają
mu więc podawać tabletki na obniżenie temperatury ciała (jest dla wszystkich
oczywiste, że w ten sposób będzie bardziej wytrzymały na niszczące działanie płomieni).
Ku ogólnej radości: chory – nie płonie!
Pigułki – działają!
Jednak niegaszony pożar ma to do siebie, że przybiera na
sile. Widząc buzujące płomienie, coraz bardziej zaangażowany sztab coraz
większej liczby lekarzy i naukowców zwiększa moc coraz droższych pigułek, które
są podawane coraz częściej i w coraz większych dawkach (w tym samym czasie komornicy coraz szybciej wynoszą coraz
więcej mebli z mieszkania za niezapłacone lekarstwa – unieruchomiony w
płonącym gmachu pacjent nie płacił na bieżąco za medykamenty). Jak należało się
spodziewać chory – pomimo szalejącej pożogi – jest coraz bardziej wyciszony, siny i
zimny, miejscami na ciele pojawiają się pierwsze zmarzliny i oblodzenia. Na
dodatek, szczęśliwym trafem, jednym ze skutków ubocznych leków jest to, że zaczyna
on obficie toczyć pianę – co jest powitane gromkimi brawami (wilgotność jest dodatkową
cenną ochroną przed płomieniami). Do akcji ratowniczej włączają się
psycholodzy, którzy nie szczędzą słów zachęty, by chory myślał pozytywnie,
zmobilizował swe siły i zwiększył wydajność toczenia wydzieliny. W końcu
człowiek pada martwy na skutek hipotermii, ogólnego wycieńczenia i zatrucia
organizmu. Trawiony płomieniami budynek zawala się w tej samej chwili.
Laboratoria farmaceutyczne świętują długo i wystawnie triumf medycyny naukowej:
klient nie spłonął.
W ten sposób „leczona” choroba
pojawia się później w tej samej lub innej, nierzadko bardziej złośliwej formie.
Ponadto leki mają skutki uboczne – niekiedy gorsze niż choroba, na którą pacjent
się leczy i które powodują następną chorobą, którą trzeba oczywiście leczyć, ze
skutkami ubocznymi, które trzeba leczyć, itd. Dobry pacjent to pacjent
przyjmujący leki przez całe życie.
A ujmując rzecz jeszcze inaczej: w świetle nowych odkryć
biologii wiadomo, że symptomy chorobowe są informacją pozwalającą
zidentyfikować istotę problemu i podjąć kroki ku rzeczywistemu uzdrowieniu
dolegliwości – u jej źródła (chcących
zgłębić temat odsyłam do książki Bruce’a Liptona, Biologia przekonań). Takie rozumienie choroby wyłania się z Nowego
Paradygmatu – nowego światopoglądu, który
rozwinął się na fundamentach fizyki kwantowej. Objawy
można przyrównać do listonosza, który zjawia się z wiadomością, od której
odczytania treści zależy nasze zdrowie a czasami –
nawet życie. My jednak z lubością
oddajemy się kultowi zabijania listonosza, wierząc uporczywie, że ten mroczny rytuał
w jakiś cudowny sposób rozwiąże problem.
Świadomość patologii obecnego systemu rośnie i coraz
liczniejsze są oddolne inicjatywy wychodzenia poza jego ograniczenia. Przywracane są do łask dawne metody leczenia i
powstają nowe. Wszystkie te metody, praktyki reprezentują Nowy Paradygmat i
sięgają do źródła chorób – do poziomu energii i
informacji. Spośród wielu wymienić można: akupunkturę, ayurvedę, bioenergoterapię,
homeopatię, DNA theta healing, matrycę energetyczną, EFT, uzdrawianie kwantowe,
praktyki uzdrawiania eseńczyków, shiatsu, koloroterapię, radiestezję, itd.
Powstały i powstają też ośrodki w których te metody są praktykowane – przykładem
może być tu pionierski ośrodek The Esalen Institute.
Według francuskiego dziennika l’Express (31.03.2010) we Francji 40% pacjentów dotkniętych ciężką chorobą odwołuje się do terapii naturalnych w uzupełnieniu swojego leczenia alopatycznego. Aż 83 miliony Amerykanów praktykuje terapie niekonwencjonalne. W Kanadzie połowa kobiet przechodzących próg menopauzy wybiera tą samą drogę. W Szwajcarii medycyna niekonwencjonalna czy alternatywna jest od niedawna wpisana do Konstytucji.
Według francuskiego dziennika l’Express (31.03.2010) we Francji 40% pacjentów dotkniętych ciężką chorobą odwołuje się do terapii naturalnych w uzupełnieniu swojego leczenia alopatycznego. Aż 83 miliony Amerykanów praktykuje terapie niekonwencjonalne. W Kanadzie połowa kobiet przechodzących próg menopauzy wybiera tą samą drogę. W Szwajcarii medycyna niekonwencjonalna czy alternatywna jest od niedawna wpisana do Konstytucji.
Przybierający na sile wiatr dziejowych przemian przenika
nie tylko medycynę. Oprócz wymienionych powyżej statystyk
dotyczących terapii niekonwencjonalnych, wymienić można inne przejawy
nadchodzącej wielkimi krokami transformacji: coraz większe rzesze ludzi
praktykujące różne formy medytacji (otwierają się i mnożą ośrodki medytacyjne
różnych kultur), masy ludzi bojkotujących mainstreamowe media i medianestezję, rozwijającą się błyskawicznie Ekonomię Współdzielenia
(według Time Magazine, Ekonomia Współdzielenia
– The Sharing Economy – jest jedną
z dziesięciu idei, która zmieni świat), turkusowe przedsiębiorstwa, wdrażanie i
rozwój prac nad inteligencją zbiorową, metamorfozę szkolnictwa (Montessori, Szczecinin, Freinet,
Waldorf, unschooling, nauczanie
domowe, szkoły demokratyczne; szkoły, których program oparty jest o empatię, itd.).
Innym aspektem tych przeobrażeń jest rozwój
metod pozwalających na bardziej harmonijną i efektywną współpracę, takich jak: Art of Hosting, Theory U, World Cafe, Open Space, Holacracy, stygmergia, Appreciative Inquiry, Peer to peer (P2P).
Jeszcze innym – rozkwit ruchów
społecznych. Przykładami mogą być: The
Communs, Transition movement
(Transition Towns), Colibris
(Francja), ruch narodzin świadomych, Buen Vivir, ruch Dobrowolnej Prostoty (Voluntary Simplicity), Kulturowo
Kreatywni, LOHAS, Via Campesina, nie
mający precedensu, w wykładniczym tempie się rozprzestrzeniający ruch samorozwoju;
mnożą się też spotkania, sympozja, konferencje, wiece – te swoiste tygle, w
których dochodzi do wymiany istniejących idei, do narodzin nowych pomysłów i
przedsięwzięć; następuje renesans Słowian; jak grzyby po deszczu, na całym świecie
powstają wspólnoty i inicjatywy społeczne (istnieje obecnie ponad milion
inicjatyw na rzecz sprawiedliwości społecznej i ochrony środowiska, jest to największy
ruch społeczny w historii)…
Reasumując: setki milionów ludzi zwraca się ku nowym wartościom
i świadczy o tym w życiu swoimi wyborami. A w sercu wszystkich tych wyborów
znajduje się rosnąca świadomość.
Jest to – używając
zaczerpniętego z gruntu filozofii określenia –
Zeitgeist, duch czasu.