sobota, 5 grudnia 2015

Nad pięknym modrym Buhajem - z cyklu: "Grotochwile" *


dla Adama i Ewy i jabłka    

Nad pięknym modrym Buhajem, xiądz Duchaj urlopiał zwyczajem,
po eonach do ciała wrogości, zaznawał rozkoszy cielesnej miłości,
po lat dwu tysiącach stułaczki, pulsował w miąższu siostry Bogumiły Świechtaczki,
sursum corda1 i chwała na wysokości, wreszcie rozprostował członek i kości.

I ornat i złoto to nic - chodzi o to, by wolnym być, w końcu żyć,
nie dogmat i mury, lecz jak Słońce - przez chmury i wolnym być, w końcu żyć…

Xiądz był wzwiedziony od stóp do głów i strasznie dyszał i brak było słów,
Siostra wniebowzięta była cała, bowiem łaski pańskiej zaznawała.
I z tej tęsknoty, z szału ciał gęstowia wzbijał się wniebogłos dźw-jęk zupełnie nowy,
telluryczny, pogański, chtoniczny, trzewiowy: sopran koloratkowy.

I ornat i złoto to nic - chodzi o to, by wolnym być, w końcu żyć,
nie dogmat i mury, lecz jak Słońce - przez chmury i wolnym być, w końcu żyć…

Ojciec Dziurawiec Hymenator parafianek dziewictwa był słynny likwidator,
gdy się w tan za jaką puścił, to już jej nie darował, już jej nie przepuścił!
Kładły się pod nim jak zboża łany, on jak matador się prężył - zwycięski, nieubłagany,
a na sumienia głos: Quo vadis domine? - odpowiadał: Między uda dziewic ja płynę!

I ornat i złoto to nic - chodzi o to, by wolnym być, w końcu żyć,
nie dogmat i mury, lecz jak Słońce - przez chmury i wolnym być, w końcu żyć…

Aż się nabawił dziwnej przypadłości, że to kara boża myślał za sex bez miłości,
fallus jego trafiał na jak kłodę przeszkodę, na której widok mdlały i się żegnały dziewczęta młode.
Eskulapa spytał jaka tej boleści jest przyczyna, mimikra orzekł  doktor - to mimikry jest wina,
czas już powiedzieć czym był ten stan jego nader przykry: erekcję w kształcie krzyża u siebie wykrył!
                                                                                                                      
I ornat i złoto to nic - chodzi o to, by wolnym być, w końcu żyć,
nie dogmat i mury, lecz jak Słońce - przez chmury i wolnym być, w końcu żyć…

Orificia Beante2 przeoryszą była, w przeorze z sąsiedztwa się zadurzyła,
przekorny przeor Orgazot Progeria upatrzył w przeoryszy tantryczny materiał.
Uciech cielesnych był to wytrawny amator i trząsł się na jej widok jak wielki wibrator,
już pod sutanną przebierał członkiem, gdy myślą wybiegał na igraszek łąkę.

I ornat i złoto to nic - chodzi o to, by wolnym być, w końcu żyć,
nie dogmat i mury, lecz jak Słońce - przez chmury i wolnym być, w końcu żyć…

Na ucho czule jej szeptał słowa: Do krypty twej wpuść mnie, o piękna białogłowa!
I tak go porywał wir namiętności, że pod skórą mu chrzęściły relikwie i kości.
Zbliżał się do niej chmarą swych rąk i młyńcem pikował w łechtaczki pąk,
wśród jęków westchnień rozkoszy drgnień, kładł się na kochankach Kościoła cień.

I ornat i złoto to nic - chodzi o to, by wolnym być, w końcu żyć,
nie dogmat i mury, lecz jak Słońce - przez chmury i wolnym być, w końcu żyć…

Zatracali się we dwoje w boskiej sztuce tantry, obijając o kościelnych dogmatów ranty,
ona w łuk wygięta, pod nim rozpięta, on na niej nieprzytomnie się wiercipiętał.
Trzepotał się wprzódy stylem motylkowym, potem jak tsunami sunął delfinem zmysłowym,
przepłynął przeoryszę wzdłuż i wszerz, a ona wciąż wołała: bierz mnie Proggy, bierz!

I ornat i złoto to nic - chodzi o to, by wolnym być, w końcu żyć,
nie dogmat i mury, lecz jak Słońce - przez chmury i wolnym być, w końcu żyć…

Ubogier Ledźwiedziewitz, kardynał i spowiednik, szukał śród niewiast dla siebie odpowiednik,
wyrwał się chyłkiem z objęć rzymskiej kurii, by dać upust swej gerontologicznej epikurii.
Widzi pomyka w kornecie niewiasta, masturba twoja wlań chełbiasta,
już na wrotkach nagi krąży wokół niej zalotnie, powiewając penisem wdzięcznie i psotnie.

I ornat i złoto to nic - chodzi o to, by wolnym być, w końcu żyć,
nie dogmat i mury, lecz jak Słońce - przez chmury i wolnym być, w końcu żyć…

Buszował ustami po wargach jej pachnących - tańcząc ze światłem, wieczyście pragnący,
jeszcze, ach jeszcze - mamrotał zgłodniały, zgarniając swego pergaminowego ciała zwały.
Łapczywie obłapywał jej piersi i uda, wznosząc oczy ku niebu, krzycząc: Cuda! Cuda!
O bracia, zaprawdę,  to w pale się nie mieści, jakimż sanktuarium jest srom niewieści!

I ornat i złoto to nic - chodzi o to, by wolnym być, w końcu żyć,
nie dogmat i mury, lecz jak Słońce - przez chmury i wolnym być, w końcu żyć…

Wargi me nabrzmiałe - szepce Siostra woła - we mnie jest członek! Członek Kościoła!
Pochwa, pochwa, niech będzie pochwalona wilgotność twoja Siostro przełożona.
Szczytował na ambonie z Siostrą zespolony - bijąc się w piersi i rozanielony,
krzyżem na niej leżąc i nie bacząc na skutki - orał swoje ciało o-jej! skaliste sutki.

I ornat i złoto to nic - chodzi o to, by wolnym być, w końcu żyć,
nie dogmat i mury, lecz jak Słońce - przez chmury i wolnym być, w końcu żyć…

Rekina Twardowargiewicz mężczyzny nigdy nie zaznała - szronem wyrzeczeń pokryta była cała,
surowej klasztornej reguły ściśle przestrzegała i każdą myśl o sexie bezlitośnie na pal wbijała.
Aż u życia jej schyłku, a był to listopad, opat Konstanty Pochwiejnik jak liść figowy na nią opadł
i zanurzył w Rekinie swe nad-przyrodzenie, dobywając z niej dzikie acz ostatnie tchnienie.

I ornat i złoto to nic - chodzi o to, by wolnym być, w końcu żyć,
nie dogmat i mury, lecz jak Słońce - przez chmury i wolnym być, w końcu żyć…

Konstanty Rekinę kochał od maleńkości swej bez mała, mimo że ta względy jego bezwzględnie odtrącała,
dozgonna miłość jego wszystko to przetrwała i jej tylko pragnął, gdy spulchniał twarde zakonnic ciała.
Lecz teraz, gdy marzenie jego w końcu się iściło, gdy w Rekinie  tkwił zatknięty tkliwie i błogomiło,
rozłąki bólu znosić dłużej nie chciał - ciało swe porzucił i na Polach Elizejskich pieśń swą nad pieśniami zanucił. 

I ornat i złoto to nic - chodzi o to, by wolnym być, w końcu żyć,
nie dogmat i mury, lecz jak Słońce - przez chmury i wolnym być, w końcu żyć!

 Kali Juga, między jedną pełnią a drugą

----------------------------------------------------------------

(1) Sursum corda! (łac.) - w górę serca.

(*) Grotochwile – Neologizm utworzony przez autora, powstały z dwóch słów: krotochwile i grot. W ten sposób zatytułował jeden ze zbiorów swoich wierszy.

Tekst i muzyka "Nad pięknym modrym Buhajem" są chronione międzynarodowymi prawami autorskimi Copyright.